Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Księżniczka czardasza” w Operze Bałtyckiej. Reżyser Jerzy Snakowski wyczarował w Operze Bałtyckiej widowisko porywające. Warto obejrzeć!

Henryk Tronowicz
Henryk Tronowicz
Gwarancją doskonałej rozrywki jest zespół realizatorów na czele z Jerzym Snakowskim (reżyseria)
Gwarancją doskonałej rozrywki jest zespół realizatorów na czele z Jerzym Snakowskim (reżyseria) mat. prasowe Opery Bałtyckiej/ Fot. Krzysztof Mystkowski/KFP
Od - z górą - stulecia miłośnicy klasycznej operetki nie przestają tęsknić za tą formą muzycznych igraszek i miłosnych qui pro quo. Lecz co się z operetką dzieje ostatnio? Gdzie się podział „Orfeusz w piekle” Offenbacha, gdzie jest „Baron cygański” Straussa? Czemu nie wznawia się u nas „Wesołej wdówki” Lehára? Aż tu nieoczekiwanie Opera Bałtycka zdobyła się po dwudziestu latach na wystawienie „Księżniczki czardasza” Imre Kálmána, króla operetki. Premierowe przedstawienie w Operze Bałtyckiej zostało przyjęte entuzjastycznie.

Wyłania się pytanie, co takiego wciąż w tej operetce budzi euforię na widowni. Bo chyba nie kłopoty z miłością szaloną hrabiego Edwina von Lippert Weylersheim do pięknej Sylvii Varescu, gwiazdy estradowej (jak mówiono wówczas: muzy podkasanej). Lecz mimo że urocza szansonistka odwzajemnia uczucia jaśnie pana Edwina, nęka ją świadomość, że zawarcie małżeństwa z nim nie może dojść do skutku. Wszak byłby to mezalians.

Reżyser operetki Kálmána wyczarował w Operze Bałtyckiej widowisko porywające

Rzecz jasna, dawne arystokratyczne maniery dziś już same w sobie wołają o litość i budzą jedynie chichot. Julian Tuwim, poeta i satyryk (autor libretta m.in. do muzycznej farsy „Żołnierz królowej Madagaskaru”), sto lat temu pisał o operetce, że to „Stara idiotka” i apelował, by ją zamordować. Ale zaraz też uznał, że „Śpiew, muzyka i taniec, połączone rytmem pulsującym i żywym, mogą stworzyć w teatrze zjawisko cudownie porywające”.

I oto Jerzy Snakowski, reżyser operetki Kálmána wyczarował w Operze Bałtyckiej widowisko porywające. Poszukując dla swego przedstawienia formuły bardziej współczesnej, zdecydował się połączyć operetkę z rewią. Połączył te konwencje brawurowo. Co jednak można pochwalić przede wszystkim? Czy magnetyzujące popisy zespołu baletowego Opery Bałtyckiej (głównie baletnic) kierowanego przez Michała Cyrana, czy prześwietny chór Opery?. A może orkiestrę pod batutą Adama Banaszaka? Otóż nie. Tajemnicę sukcesu „Królowa czardasza” zawdzięcza genialnej partyturze Imre Kálmána, która według znawców jest pospołu z „Wesołą wdówką” najpiękniejszą operetką pod słońcem.

Akcja operetki została przeniesiona do innych miast

Snakowski akcję „Księżniczki czardasza” przeniósł z Budapesztu i Wiednia do Berlina i Monachium, a parodystyczne zamysły węgierskiego kompozytora barwnie uwspółcześnia. Fabuła nie jest tu oczywiście najważniejsza. Edwin prosi Sylvię o rękę i - bez wiedzy rodziców - zobowiązuje się notarialnie, że w ciągu ośmiu tygodni ją poślubi. Ale nie ma lekko. Rodzice Edwina, słysząc o romansie z szansonistką, nakazują mu powrót do Monachium. Przypominają mu, że jest od dzieciństwa zaręczony z hrabianką Nastką.

Wtedy jednak Sylvia zawiązuje intrygę z hrabią Bonim, by udawać, że są małżeństwem. A kiedy szydło wychodzi z worka, Boni zabiera się żwawo do flirtu z Nestką. Hrabianka, nie tracąc głowy, pyta: „Czy wszyscy mężczyźni są takimi świntuchami?”. Lecz o Edwinie mówi, że to dla niej miękiszon. Później Boni zapewnia Edwina, że gotów jest z... Sylwią „się rozwieść” i uspokaja, że małżeństwo z Sylvią nie zostało skonsumowane.

Figle z Chaplina rodem

Burzliwe owacje na widowni rozbrzmiewały po każdej arii wykonanej przez Annę Fabrello, odtwórczynię roli Sylvii (sopranistka jest absolwentką Wydziału Wokalno - Aktorskiego gdańskiej Akademii Muzycznej). Gromkie oklaski zrywały się tak samo po duetach Sylvii z Edwinem („Choć na świecie dziewcząt mnóstwo. Usta lgną ku jednym ustom”), a także po duetach Boniego już to z Nastką („Bo to jest miłość, ta głupia miłość”), już to z Ferim („Artystki, artystki, artystki z variété”).

To „szlagworty” niezawodne, ponadczasowe. Tylko proszę nie mówić, że możemy ich słuchać do znudzenia. Bo nie nudzą nigdy. Snakowski okazuje doskonałe osłuchanie w partyturze Kálmána. Świetnie podchwytuje dawne parodystyczne zamysły kompozytora i reżyseruje niemal nieuchwytnie momenty przechodzenia wykonawców od wokalu do pląsów, do których chyłkiem dołączają zmysłowe zalotne tancerki. Narasta udzielająca się publiczności atmosfera zabawy, toteż na widowni rodzi się efekt murowany, by tak rzec, na nutę „Cała sala tańczy z nami”. W przedstawieniu premierowym, gdy orkiestra się wyciszała, dialogi mówione nieco rytm spektaklu spowalniały. Za to komiczne urozmaicenie wnosiły, przywołujące styl chaplinowskiej burleski, aktorskie figle Marka Sadowskiego, nadającego sylwetce księcia von Lippert-Weylersheim postać swawolnego pajaca.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gniew.naszemiasto.pl Nasze Miasto